Sowa - lampa z tykwy

Wszyscy dokoła pytają mnie "Kiedy Ty dziewczyno masz na to czas?" Na "to" czyli na robienie wszystkich tych rzeczy. Odpowiadam, że kiedy dzieci idą spać, albo gdy idą do dziadków, albo po prostu wolnej chwili. Pasja jaką jest rękodzieło, czy to dopracowane do perfekcji, czy to takie jak moje- błądzące w wielu technikach, jest jak magnes. W wolnej chwili odkładasz najczęściej inne przyjemności i zabierasz się za realizację nowego pomysłu. A gdy nie robisz, to myślisz o tym, jak wykorzystać jakiś przedmiot i co nowego stworzyć. Tak jest przynajmniej w moim przypadku. Przy trójce dzieci i różnych obowiązkach bywa, że realizacja jakiegoś pomysłu zajmuje mi kilka miesięcy. A czasem pomysł musi "nabrać mocy urzędowej" jak to się mówi i przeleżakować, abym miała pewność, że na pewno chcę to tak a tak zrobić.
 Tak też było z lampą, którą chcę Wam dziś przedstawić. Tykwę nabyłam na wiosnę, częściowo obrobiłam w lato, ale większość prac wykonałam w wolnych chwilach w ostatnich kilku tygodniach. Ktoś powiedział, że to sowa i tak też nazwałam tę lampę. Nie było to celowe działanie, ale rzeczywiście jak popatrzeć od jednej strony, to przypomina to jakby dwoje wielkich oczu i dziób od sowy. 
Doprawdy nigdy nie sądziłam, że sprzęt taki jak mini-szlifierka stanie się moim narzędziem pracy. Wiele godzin planowania, wiercenia, szlifowania otworków, malowania, lakierowania, wklejania koralików i lampa była prawie gotowa. Szkoda, że choć wielu ludziom podoba się to, co robię, to wielu z nich i tak nie zdaje sobie sprawy jak pracochłonne jest wykonanie choćby takiej lampy, czy jakiegoś wisiorka. Wolą iść do sklepu z chińszczyzną i kupić za grosze jakiś badziew robiony maszynowo bądź niedbale złożony. Cóż. Na szczęście są i tacy, co potrafią docenić rękodzieło.
Na samym końcu zawsze mam problem jak wykończyć taki nietypowy przedmiot. Na szczęście mój mąż okazuje się w sprawach elektryki niezastąpiony. I tym razem pomógł mi stabilnie osadzić lampę i zamontować źródło światła. 
Efekt? Obejrzyjcie galerię. Lampa choć w kilku kolorach, jest mimo wszystko dość stonowana. Całe jej piękno wychodzi dopiero wieczorem gdy na dworze jest ciemno. Najlepszym miejscem dla niej będzie jakiś kącik bądź stolik bez nakrycia w kącie, gdzie będzie mogła wieczorami roztaczać swój niesamowity klimat. Tym razem światło nie tylko wychodzi przez otwory, ale również wzory odbijają się na ziemi i ścianach. Klimat nieziemski. Uroku dodają jej również kolorowe zielone i niebieskie koraliki crackle. Pod lampą tworzy się podwójna gwiazda, a na ścianach... zresztą sami zobaczcie, bo ja już się za bardzo rozpisałam. Niestety pochmurna pogoda nie pozwoliła mi zrobić odpowiednio dobrych zdjęć w dzień i kolory nie do końca dobrze oddają jak ona wygląda "na żywo". 
Inną lampę z tykwy możecie obejrzeć TU.












Komentarze

  1. Właśnie miałam powychwalać Twoje bałwanki, a Ty tu z lampą wyskakujesz ;). Nie wiem, kiedy Ty to Kasiu robisz. Uwielbiam Twoje tykwowe prace, bo są niesamowite. A lampa bądź co bądź, najlepiej wygląda właśnie po ciemku ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny blog, kapitalna lampa nocą daje niepowtarzalny klimat:) będę częstym gościem pozdrawiam Sylwuska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi. Zapraszam. Pewnie po nowym roku pojawi się kolejna lampa z tykwy, ale kompletnie inny klimat.

      Usuń
  3. Przecudna, nie wiem co innego można by było napisać, nie znoszę palić górnych świateł, wolę jak jest tak nastrojowo i ta Twoja lampka jest do tego idealna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lampa jest wspaniałe, zwłaszcza jak świeci w ciemności;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowita i bardzo oryginalna lampa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Zachęcam do pisania komentarzy