Poskramianie maszyny do szycia

     Omijałam ją szerokim łukiem, patrzyłam spod "byka" na pudło stojące złowieszczo w kącie kuchni, niechętnie sięgałam by ją uruchomić. A wszystkiemu winna maszyna do szycia, którą dostałam po babci męża. Starą ale w pełni sprawną. Mam ją od kilku lat i do tej pory moje próby poskromienia tego sprzętu kończyły się marnie. A to niemiłosiernie plątały mi się nici, a to znowu pogięłam i zablokowałam igłę, co odstręczyło mnie od tej machiny niemal na kolejny rok. Ostatnio jednak niejako z potrzeby zmusiłam się do spróbowania jeszcze raz. 
Jestem jedną z tych osób, które nie potrafią szyć na maszynie. I tu naprawdę boleję nad tym, że zlikwidowano zajęcia w szkole, gdzie kiedyś dziewczęta uczyły się również różnych potrzebnych umiejętności m. in. szycia na maszynie. Mnie w podstawówce pozostały jedynie zajęcia z pracy techniki, które o dziwo męczyły mnie niemiłosiernie. Szydełko, druty, haft...masakra ale każdego spróbowałam i teraz to procentuje...tylko maszyny nie było, a szkoda.

       Wracając do wątku, od pół roku krążyłam wokół pudła z maszyną niczym sęp nad padliną :). W szafce czekały koraliki i pomysł na etui na telefon. W końcu się przemogłam i stwierdziłam: raz kozie śmierć, ale albo teraz mi się uda, albo nigdy. Przeczytałam bardzo starą ale o dziwo bardzo dokładną instrukcję i zaczęłam. Udało mi się! Zrobiłam sobie pokrowiec (który jeszcze tylko muszę ozdobić koralikami). Nawet udało mi się wszyć zamek i choć robiła to nie po kolei i trochę się z tym namęczyłam, to wyszło w porządku.



 I co najlepsze, to spodobało mi się to. Pokracznie, że pokracznie ale uszyłam dzieciakom literki od liter ich imion, bo oczywiście zamiast spróbować coś kwadratowego, to rzuciłam się na zbyt głęboką wodę. Ja szczęśliwa, że mi coś tam pokracznego wyszło, ale dzieciaki zadowolone, bo znów coś im zrobiłam.Innymi słowy polubiłam maszynę do szycia. 



Uszyłam też koszulkę dla Kubusia Puchatka, bo stara się zniszczyła i zszyłam dwie poprute poduszki, które szyjąc ręcznie bym chyba przeklinała i zrobiłam jeszcze coś na próbę...ale o tym w innym już poście.



Teraz już mi nie straszna maszyna i już myślę, z czym by tu poeksperymentować. Otwarły się przede mną kolejne drzwi i w głowie pojawiły się pewne pomysły, ale póki co, to będę ćwiczyć moje pokraczne tworki i cieszyć się jak dziecko.
Pozdrawiam.



Komentarze